Jeden z najpopularniejszych kurortów w Meksyku doświadcza gwałtownego załamania. W ciągu zaledwie trzech lat ceny noclegów w Tulum spadły nawet o 35%. Na spadek popytu nakładają się problemy środowiskowe, zamknięte porty i milionowe straty w sektorze turystyki wodnej.

Hotele tanieją, ale nie z wyboru. Tulum poniżej trendu światowego
W 2021 roku średnia cena noclegu w jednym z topowych hoteli w Tulum wynosiła 971 USD. W 2024 – już tylko 678 USD. To oznacza realny spadek o 35% w ciągu trzech lat. Dla porównania – globalnie ceny resortów rosły w tym czasie z powodu wzmożonego popytu turystycznego po pandemii.
Tulum wyróżnia się negatywnie nie tylko na tle świata, ale także w obrębie samego stanu Quintana Roo. Podczas gdy Cancun, Playa del Carmen czy Isla Mujeres utrzymują wzrosty, Tulum notuje wyraźny regres, który uderza nie tylko w luksusowe hotele, ale też w mniejsze biznesy – hostele, agencje turystyczne i restauracje.
Jak relacjonują lokalni przewodnicy, trwająca właśnie pora niska jest jedną z najgorszych od dekad. Turystów, zarówno zagranicznych, jak i krajowych, jest wyraźnie mniej. – To najgorszy sezon, jaki pamiętamy – mówi Alejandro Torres, przewodnik z Tulum. – Klienci zniknęli, niektóre firmy się zamknęły, inne działają tylko kilka dni w tygodniu.
Niskie obłożenie w hotelach przekłada się bezpośrednio na spadki w sektorze usługowym. Mniej wycieczek, mniej rezerwacji, mniej pracy dla przewodników, kierowców, animatorów czy kucharzy. To błędne koło, z którego – bez wsparcia władz i inwestycji promocyjnych – trudno będzie się wyrwać.
Glony wracają na plaże. Efekt? Turysta rezygnuje z rezerwacji
Od końca marca region boryka się z kolejną falą sargassum – glonów, które masowo wyrzucane są na brzeg. Problem dotyka nie tylko Tulum, ale też Playa del Carmen i inne części wybrzeża. Zalegające na plażach glony odstraszają turystów, obniżają ocenę destynacji w sieci i skutkują anulacjami rezerwacji.
Jak mówi Wilfredo Tun, rybak z Playa El Recodo: – Już pod koniec marca pojawiły się pierwsze masywne ilości glonów. Teraz mamy coraz silniejsze fale południowe (surada), które jeszcze pogarszają sytuację. Glony nie tylko zasłaniają piękne plaże, ale też psują wizerunek regionu w oczach zagranicznych gości.
Zamknięte porty, odwołane rejsy. Sektor liczy milionowe straty
Oprócz sargassum, drugi poważny problem to silne wiatry, które doprowadziły do zamknięcia portów na ponad 3 tygodnie. W Puerto Juárez, Isla Mujeres, Puerto Morelos i Playa del Carmen zakazano żeglugi rekreacyjnej, dopuszczając jedynie promy towarowe i pasażerskie.
Jak informuje Ricardo Muleiro, dyrektor Asociados Náuticos de Quintana Roo, porty były zamknięte przez 22 dni. W tym czasie sektor usług wodnych stracił ponad 6 milionów dolarów. Każdy dzień przestoju to strata rzędu 300 tys. USD – głównie dla firm oferujących rejsy, snorkeling, nurkowanie i wypożyczenia łodzi.
Najmocniej ucierpiało około 60 lokalnych firm działających przy plaży El Recodo w Playa del Carmen, które zostały całkowicie pozbawione przychodów w jednym z kluczowych okresów przed wakacjami.
Więcej reklam, mniej efektów
W odpowiedzi na malejący popyt i pogarszający się wizerunek regionu, lokalne firmy turystyczne zaczęły zwiększać wydatki na reklamę internetową. Według Francisco Fernándeza, prezesa stowarzyszenia ANQR, koszty promocji wzrosły o 10–15% rocznie – głównie w mediach społecznościowych i wyszukiwarkach.
To próba ratowania sezonu wakacyjnego. – Liczymy na 70–80% obłożenia w Wielkanoc – mówi Fernández – ale nawet jeśli te liczby się sprawdzą, nie odrobimy strat z marca i początku kwietnia.
Tulum potrzebuje szybkich i skoordynowanych działań: oczyszczania plaż, poprawy zarządzania kryzysowego w portach, ale przede wszystkim intensywnej kampanii promocyjnej. Bez tego kurort, który jeszcze niedawno był symbolem luksusowego wypoczynku i influencer marketingu, może na długo wypaść z pierwszej ligi światowych destynacji.
Więcej na temat turystyki w Meksyku przeczytasz tutaj